piątek, 3 stycznia 2020

PROLOG

"Błękitna Krew" - PROLOG


Zamek, który stał na wzgórzu oświetlony blaskiem księżyca, wyglądał jak zaczarowany. W oknach nie paliły się światła, czy nawet w kominku nie został rozpalony ogień. W pomieszczeniach panował mrok, jaki uspokajał domowników. Doskonale widzieli w ciemności. Zostali stworzeni do niemożliwych rzeczy.
Pod wysokim budynkiem stała kobieta w szarym płaszczu. Nie przejmowała się siłą domowników, ponieważ musiała spotkać się ze swoim ulubieńcem po czterech stuleciach. Pragnęła zobaczyć jak się miewa i czy nadal funkcjonuje po zidentyfikowaniu problemu z organizmem.
Pchnęła mosiężne drzwi - wydały skrzypienie -  jakie ustąpiły pod nadludzką siłą. W ciemności zauważyła czerwone oczy obserwujące przybysza do miejsca, gdzie śmiertelnicy nie mają wstępu. Nieproszeni goście są wyrzucani z hukiem!
- Co cię sprowadza w nasze skromne progi? – Zatrzymała się w połowie schodów, po czym spojrzała na przybysza, jaki stał w wejściu do salonu.
- Madara. – Zrównała spojrzenie z postawnym, długowłosym brunetem. W dłoni trzymał kieliszek z soczystą czerwoną cieczą, z jakiej unosiła się para. Srebrne światło księżyca dostało się przez okno i oświetliło sylwetkę dwójki, przez co mężczyzna wyglądał jak prawdziwy demon. Oczy błyszczały intensywną czerwienią, a biała koszula odsłaniała tors. – Zawsze pilnujesz, aby nie wtargnął nieproszony gość, ale… czy masz mnie za wroga?
- Tak.
- Powinieneś wiedzieć, kiedy nie mówić co ślina na język przyniesie. – Podeszła dostojnym krokiem do nieśmiertelnego, jaki patrzał w czarne oczy kobiety. Pogłaskała bruneta po policzku, gdy odsunął się o krok. Wampiry czy ludzie słyszeli o wyroczni, jaka decydowała o losach każdą napotkaną istotę. – Jesteś potrzeby wampirom, a nie chcemy, aby przypadkowo spotkał cię marny koniec.
- Wystarczająco zniszczyłaś nasze życie, gdy odebrałaś możliwość zawładnięcia nad światem. – Zacisnął dłoń na kieliszku, jaki pękł. Krew poplamiła rękawy koszuli wraz z dłonią. Rany od odłamków szkła zaczęły się sklepiać. – Jak na jędzę przystało.
Dźwięczny kobiecy śmiech rozniósł się po okolicy.
- Czyżbyś miał do mnie urazę o rzuconą klątwę na twego bratanka? – Zacisnął białe zęby i zranił się kłami w dolną wargę. – Zasłużył na to. Bawił się ludźmi jak zabawką, więc klan Uchiha musiał ucierpieć.
- Dzięki Itachiemu mogliśmy zapanować nad światem. Stawał się silniejszy, a moc miał absolutną. Pragnąłem, aby został przyszłą głową klanu wampirów, ale musiałaś wtrącić swój długi nochal. Mieszasz  się w nie swoje sprawy. – Odsunął się i odszedł do drzwi, prowadzących na ogród. – Mój bratanek nie będzie chciał się z tobą widzieć, po tym jak go zraniłaś.
- Możliwe.
- Wynoś się z mojego domu! – Nie zwróciła uwagi na słowa przywódcy klanu. Przybyszka potrafiła sprawić, że Madara zniknie z świata, ale jako  najsilniejszy z nieśmiertelnych musiał poprowadzić wampiry ku zwycięstwu nad innymi nacjami.
- Najpierw porozmawiam z Itachim, a potem zniknę na długi czas.
- Jeśli zamierzasz rzucać kolejną klątwę to lepiej, abyś wykonała ostatni ruch. – Obserwował wyrocznie z uwagą, marząc aby zniknęła z zamku i nie pokazała się więcej wampirom. Nieśmiertelni zapragnęli zgładzić osobę, jaka poczyniła kroki do zniszczenia księcia ciemności. - Przez ciebie wampiry nie mogą znaleźć lekarstwa na przypadłość Itachiego. Męczy się, kiedy nie toleruje krwi.
- Nie przyszłam unicestwić mojego ulubieńca, ale zobaczyć jak się miewa po czterech stuleciach. Teraz wybacz, ale mam z nim do porozmawiania o jednym małym szczególe, jaki nie przekazałam czterysta lat temu.
Próbował zatrzymać, ale nie słuchała Madary, zniknęła za ostatnimi drzwiami na górnym korytarzu. Itachi od ponad pięciu stuleciu jest niedożywiony, bez siły i nieśmiertelni wiedzą, że kiedyś rozpadnie się w drobne kawałki, więc nie ryzykują reputacji. Nie mogą dopuścić, aby świat dowiedział się o najsłabszym ogniwie w klanie. Jako jedyny setki lat temu siał grozę wśród wampirów, a także ludzi.  
- Nie jesteś mile widziana. – Odezwał się postawny mężczyzna, nie patrząc na przybysza. Obserwował uważnie księżyc, jaki zniknął za chmurami. Wyprostował się. Nieczułe, czerwone oczy nie wyrażały emocji. Nic nie czuł. Kompletnie. Emocje nie brały nad księciem przewagi. Od stuleci nie odczuwał pragnienia krwi. Niczego. Stał się pustą skorupą, jaka nie zostanie pobudzona do życia.
Długie kruczoczarne włosy, związane w swobodną kitkę powiewały na wietrze, przez otwarte okno. Skóra koloru jasnej szarości z minionymi dniami wysuszyła się i kruszyła, domagając się jedzenia. Krew, jaką spożywał setki lat temu dawała ukojenie, lecz teraz musi powstrzymywać głód. Nie akceptuje żadnej grupy. Posiadał liczne wgłębienia, pęknięcia, dziury w ciele, jakie zostawiały na sobie piętno braku jedzenia. Na policzku miał dwie dziurki, a od dolnej wargi odpadł płat skóry, dzięki czemu można było zobaczyć białego dolnego kła.  
 Biała koszula została rozpięta przez Itachiego, gdy na brzuchu odznaczały się mięśnie. Na torsie, po środku  znajdowała się dziura w  wielkości pięści, od której prowadziły pajęczyny. Miał założone ciemne spodnie na kant, stopy gołe bez butów. Czuł się swobodnie, kiedy nie musiał udawać kogoś kim nie jest.
- Twój wuj powiedział to samo. – Czerwone oczy Itachiego blakły z każdym dniem. Spojrzał na wyrocznie jaka nie przejmowała się tragicznym stanem zdrowia wampira. Nie widziała sensu, aby komentować, ale agonistyczny widok jednego z  najsilniejszych nieśmiertelnych zadawalał przybyszkę. Po latach stał się bezradny i potrzebował pomocy innych do funkcjonowania. – Uwierz mi, nie przyszłabym do ciebie, ale muszę porozmawiać.
- Zamierzasz odwrócić klątwę?
- Nie mam na tyle siły, aby zrzucić z ciebie klątwę. – Usiadła na sofie, niedaleko stolika, po czym obserwowała podziurawione ciało bruneta. Brak krwi sprawił, że ciało się wysuszało i każde małe szturchnięcie spowodowało skruszenie się skóry, dzięki czemu można zobaczyć niedożywione wnętrzności księcia. – Poniekąd zapomniałam ci powiedzieć istotnej rzeczy na temat rozwiązania twojego problemu. Itachi, bądźmy ze sobą szczerzy. Sam stworzyłeś problemy.
- Ty sprawiłaś, że straciłem apatyt na krew, a moja moc  zniknęła. Nic nie zrobiłem. Bałaś się konsekwencji, jeśli wampiry zapanują nad światem. To cię przerażało, po dziś dzień nie chcesz, aby tak się stało.
- Mylisz się. – Uniosła się, gdy podeszła bliżej okna, z którego widziała dom w lesie, jakie został zbudowany rękami łowców wampirów. – Zasłużyłeś na kare przez masowe morderstwa, jakich się dopuściłeś.
- Czego się spodziewałaś? – Zaśmiał się z słów wyroczni -  Wampir jest doskonały i nie będzie się równał z człowiekiem. Nie zmienię się, już wolę zniknąć z świata niż postępować tak jak mi zagrasz. Nieśmiertelni funkcjonują, aby rządzić nędznym światem. Ludzie są niekompetentni do roli przywódcy.
- Byłeś jednym z gorszych wampirów chodzących po świecie. Ile niewinnych dziewcząt zabiłeś, aby zdobyć krew dla czystej przyjemności? Pamiętasz, jak podczas wojny domowej czerpałeś przyjemność z zadawania bólu? – Wyrocznia wzdrygnęła się na samo wspomnienie krzyku dziewcząt błagających o litość.
- Wspominam to przyjemnie. Moje życie nie ma z tobą nic wspólnego, więc gadaj po co przyszłaś i nie wypominaj mojej przeszłości.
- Nie chcesz się równać z człowiekiem, ale… - Zbliżyła się do Itachiego, gdy patrzała w czerwone oczy, jakie błyszczały intensywniej, czując krew wyroczni. – To właśnie człowiek może cię wyleczyć z przypadłości jaką cię obdarowałam. Krew dziewczyny przywróci cię w pewnym stopniu do normalności.
Z nadludzką siłą ścisnął szyję wyroczni. Nie podobał się Itachiemu pomysł, że musi zniżać się do człowieka i prosi o pomoc w wyleczeniu ciała. Siły wystarczyło, aby zgładzić  kobietę, jaka rzuciła klątwę. Reszty nie potrzebował. Inni nieśmiertelni nie będą musieli przechodzić przez to samo, gdyż zlikwiduje największy problem wampirów. Wyrocznie, bawiącą się istotami jak marionetkami.
Rzucił srebrnowłosą, jaka osunęła się po ścianie. Kawałki cementu skruszyły się, pozostając na płaszczu.  
- Powinnaś zdechnąć w męczarniach. Gdybym kiedykolwiek odzyskał swoje moce, przysięgam, że zabiję cię powoli, abyś krzyczała o wybaczenie.
- Nie odzyskasz. Postarałam się o to, aby krew dziewczyny odbudowała twoje nędzne ciało, lecz moc będzie na minimalnym poziome. Będziesz potrafił tylko się bronić. – Otrzepała się z drobinek ściany, po czym odwróciła się do drzwi z zamiarem odejścia. – Wasze spotkanie będzie miało mniej więcej miejsce za dekadę. Jeśli oczywiście dotrwasz. Z twoim ciałem możecie się nawet nie spotkać, chyba, że zaczniesz o siebie dbać.
- Zamierzasz mnie usunąć ze świata, ale twój plan zawiedzie. Wytrzymałem pięć stuleci, mogę dłużej. Nie jestem słaby, jak ci się wydaje. – Spojrzała przez ramię na bruneta, jaki zerknął na księżyc w pełni. Popękana skóra przybrała jaśniejszy kolor i wyglądał jak demon z piekła rodem, wysłany przez Pana Ciemności, aby zniszczyć ludzkość. – Obiecuje ci, gdy tylko ciało wróci do normalności będziesz moją pierwszą ofiarą.
- Mój drogi, z niskim poziomem mocy mnie nie pokonasz. – Zaśmiała się, kiedy widziała jak zaciska dłonie na spodniach. - Musiałbyś wysłać na mnie całą armię. Gdybyś odzyskał moc, jaką zabrałam, pewnie jednym machnięciem zabiłbyś mnie, ale niestety, nie chcę, abyś dysponował swoją siłą.
-  Dziwka.
Zniknęła za drzwiami komnaty, kiedy książę przeklinał pod imieniem wyroczni. Nie miał zamiaru zniżać się do ludzkiej kobiety, aby prosić o krew. Weźmie bez pytania. W końcu do tego zostali stworzeni, aby rządzić słabszymi od siebie.
- Obiecuje ci, że w niedalekiej przyszłości znajdę cię i rozszarpie na kawałki. – Zakrył dłońmi twarz, gdy zaczął się cicho śmiać. Wcześniej, gdy nie widział nadziei na odzyskanie sprawnego ciała odłożył porachunki z wyrocznią, ale jeśli doczeka do spotkania z dziewczyną może odzyskać część siebie wtedy nie odpuści osobą, jakie przyczyniły się do nie powstania imperium wampirów.